21
lipca 1986 rok Los Angeles
Po godzinnej przerwie niestety w końcu musiałam wrócić do pracy.
Usiadłam za ladą i zaczęłam i zabrałam się za skończenie mojego rysunku. Uwielbiałam to, przenosiłam się
wtedy do innego świata, swojego, uciekałam od rzeczywistości i skupiałam się
tylko wyłącznie na malowaniu. Często robiłam tak w dzieciństwie, kiedy chciałam zapomnieć
o otaczającym mnie świecie. Kilka ruchów ołówkiem i obraz był już gotowy, przedstawiał
on dziewczynę, grającą na gitarze. Właściwie byłam to ja, ale czegoś brakowało mi na tym rysunku, nie miał on charakteru.Dziewczyna była nijaka więc wpadłam na pewien pomysł i dorysowałam jej nakrycie głowy czyli czary cylinder. Sama nie wiem skąd mi się to wzięło, ale odmieniło to całkowicie moje małe dzieło. Byłam z siebie zadowolona i szczęśliwa jednak w jednej sekundzie mój nastrój uległ całkowitej zmianie. Cisza i spokój w sklepie został
przerwany przez bandę pięciu chłopaków. Jeden z nich był strasznie wysoki miał chyba ze dwa metry wzrostu, obok
niego szedł blondyn, ale już nieco niższy, za nimi szedł chłopak w
czarnej burzy loków który uparcie rozmawiał o czymś z jakimś rudzielcem w
czerwonej bandanie, a ostatni z nich szedł za nimi pogrążony we własnych myslach. Normalnie wcale bym nie zwróciła na nich uwagi, ale głos jednego z nich kogoś mi przypominał to był William. Nie wiedziałam zbytnio co zrobić i jak się zachować więc głupia postanowiłam schować się za wysoką
ladą. Dwóch z nich czyli Will i ten niski blondyn usiedli na kanapie obok lady. Reszta poszła oglądać gitary, nie zauważyli mnie do czasu, ale kiedy walnęłam głową o blat i
moje wszystkie ołówki spadły na zimie.
- Kurwa co jest grane? - zapytał się sam siebie Rudy po czym podniósł moje ołówki z ziemi.
- Wydaje mi się, że to należy do mnie. – powiedziałam uprzejmie do Williama i posłałam mu jeden z uroczych uśmiechów.
- Ooo kurwa nie
zauważyłam cię trzymaj – wyciągnął rękę w moją i spojrzał się na mnie gwałtownie wstając z kanapy – Maggi to ty kurwa nie poznałem cię! Co ty tu robisz?
- William ja mieszkam
w Los Angeles od trzech lat już dawno zostawiłam ojca! – powiedziałam jednym
tchem i rzuciłam się na Axla tuląc się do niego i znowu wypuszczając ołówki z ręki.
- Mogłaś jakoś się ze
mną skontaktować bym ci jakoś pomógł na początku!
- Ale jak nie zostawiłeś
mi żadnego swojego adresu, numeru niczego.
- Wiem ale teraz to
już nie ważne – powiedział do mnie zbierając z moje ołówki z ziemi.
- Może ktoś nam
wytłumaczy o co tutaj chodzi? – zapytał chłopak w burzy czarnych loków, a za
nim stała cała reszta przyglądająca się sytuacji.
- Chłopaki to jest Maggi
znam ją z Lafayette, Izzy pamiętasz ją ? – zwrócił się do chłopaka.
- Jasne że pamiętam
nie śmiał bym zapomnieć – powiedział już nieco weselszym głosem.
- Maggi to jest Slash,
Duff i Steven, a Izzy’ego to już znasz – powiedział William.
- No tak zam.
Zmieniliście sobie imiona czy coś ? – zapytałam Axla.
- No tak ja teraz
jestem Axl Rose, Jeffery to Izzy
Stradlin.. –
powiedział obojętnie.
- To teraz już wszystko jasne– powiedziałam z uśmiechem.
- To może wpadniesz do
nas dzisiaj wieczorem ? – zaproponował Duff.
- No pewnie z miła chęcią.
- Ale zajebisty
rysunek, a zwłaszcza ten cylinder– chwila nie uwagi, a Slash dobrał się do
moich rysunków.
- Zostaw to tylko
bazgroły! – krzyknęłam na Slasha i wyrwałam mu rysunki.
- Oszalałaś dziewczyno
jakie bazgroły– upierał się nadal.
- Dobra daj spokój
Slash – powiedziałam do niego i
machnęłam na to ręką . Chwile jeszcze rozmawialiśmy o jakiś bzdurach,
dowiedziałam się, że Amy siostra Axla mieszka razem z nimi i że maja zespół
Guns N’ Roses. Coś kiedyś o nich czytałam ale nie było zdjęcia, a ich nowych
pseudonimów nie znałam. Zaprosili mnie na swój koncert i Slash na swoją imprezę
urodzinową, nasz rozmowa została przerwana właśnie przez niego.
- No ale ja chce taki
cylinder jaki był na rysunku, Axl kup mi taki1 - krzyknął na rudego, a on tylko popukał się w głowę.
- No nie wiem może na urodziny ci kupimy, zobaczymy jak się będziesz zachowywać. – powiedział
Axl.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę w
sklepie,a później mieliśmy się rozstać ponieważ skończyłam moją zmianę w sklepie i czas
było wracać do domu. Chłopcy byli tak mili, a właściwie Axl i Slash, że
zaproponowali odprowadzenie mnie do mojego miejsca zamieszkania. Jednak w połowie
drogi William nas opuścił tłumacząc się że umówił się ze swoją nową dziewczyną
Erin więc zostałam sama ze Slashem. Muszę przyznać, że rozmawiało mi się z nim
całkiem dobrze, a zwłaszcza o muzyce i gitarach.
- No to jesteśmy na
miejscu. Dzięki za odprowadzenie, zobaczymy się wieczorem. – pożegnałam się ze Slashem i zaczęłam już otwierać drzwi od domu, ale nagle mi się przypomniało, ze
nie wiem gdzie oni mieszkają – Slash poczekaj, a gdzie wy właściwie mieszkacie
?
- Trudno to
wytłumaczyć przyśle po ciebie Axla albo kogoś bo sam muszę jeszcze coś załatwić – krzyknął do mnie na co odpowiedziałam mu kiwnięciem głowy.
W domu jak zwykle panował
bałagan, wszędzie walały się ciuchy i jakieś papierki postanowiłam że
posprzątam zanim wybiorę się do chłopaków, ale to nie było moją mocną stroną.
Po godzinie wyczerpującej pracy doprowadziłam mieszkanie do porządku teraz
tylko szybki prysznic i zacząć się szykować.
Gdy skończyłam brać prysznic,
usłyszałam jakieś szmery w salonie. Jak to ja zawsze muszę mieć pecha bo
zostawiłam ubrania w sypialni, powoli otworzyłam drzwi i cały mój strach prysł
bo zobaczyłam na kanapie Williama oglądającego telewizje.
- Ładnie to tak
wchodzić samemu do czyjegoś domu ?
-Dzwoniłem, pukałem
bez skutku to nacisnąłem na klamkę i wszedłem. Powinnaś się zamykać, mieszkasz
tu sama jeszcze jakiś złodziej, albo gwałciciel cię napadnie i co wtedy zrobisz
?- powiedział trochę obojętnie nie odwracając się do mnie.
- Ty już się o mnie
nie martw całe życie jestem zdana tylko na siebie i jakoś sobie radzę, a teraz
idę się ubrać – powiedziałam do Axla i
zniknęłam w pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz